Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po raz pierwszy, pan Seweryn pomyślał, że należałoby zmienić w pewnym punkcie program opieki.
Przy sposobności, przy kieliszku starego węgrzyna, który siły chorego podtrzymywał, a humor zdrowego przyjaciela poprawiał, pan Seweryn przystąpił do rzeczy.
— Wiesz co, kochany panie Janie — rzekł — że z tą opieką jest ciężka sprawa...
— No, tylko proszę cię, nie cofaj przyrzeczenia: dałeś słowo...
— Bo to, uważasz, sam osądź... Klocia u ciotki, a ja tu. Trudno, żebym u tej ciotki po całych dniach przesiadywał i każdego kroku Kloci pilnował. Tam bywają różni kuzynkowie, z pozycyami nieustalonemi, albo i bez pozycyj... Dziewczyna młoda, niedoświadczona, przetańczy z takim fidrygansem dwa albo trzy walce, zakocha się i rób co chcesz! No, sam powiedz, panie Janie, czy taka ewentualność nie jest prawdopodobna?
Ojciec przyznał słuszność i zamyślił się głęboko, a pan Seweryn dalej prawił.
— Przypuśćmy na chwilę, że tak nie będzie, że Klocia nie tańczy walca, nie kocha się w żadnym kuzynku bez pozycyi. Przypuśćmy, ale przypuśćmy tylko, że pod tym względem jesteśmy spokojni, lecz czeka nas drugi kłopot, bo ostatecznie panna