Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tym czasie ojciec Kloci bardzo energicznie się krzątał około uporządkowania swoich interesów majątkowych.
Był to człowiek przewidujący i rozsądny, a ponieważ zapadł na jakąś nieuleczalną chorobę i wiedział, że mu zaledwie rok, lub co najwyżej dwa do końca życia zostaje, nie chciał więc zostawiać córce kłopotliwego dziedzictwa na wsi, z któremby sobie rady nie dała, dobra sprzedał i kapitał w banku ulokował.
W tych czynnościach doradzał mu i dopomagał przyjaciel od dawnych lat, pan Seweryn, stary kawaler, właściwie mówiąc, dziad, ale jeszcze trzymający się dobrze... Wygolony, wyczerniony, ubrany elegancko, wyglądał jak lew... na emeryturze, ale zawsze jak lew...
W jego to ręce pan Jan, na wypadek śmierci swojej, składał opiekę nad Klocią; już było wszystko ułożone i obmyślane naprzód, że Klocia po wyjściu z pensyi zamieszka u ciotki, która ją potrosze wprowadzi w świat, a pan Seweryn dołoży starań, żeby wynaleźć młodego człowieka z pozycyą, z majątkiem i charakterem, jednem słowem, takiego młodego obywatela, któryby dawał gwarancye, że nie zawiedzie serca Kloci, i nie roztrwoni jej posagu.
Zobaczywszy Klocię u ojca, a zobaczył ją wtedy