Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rzecz to przyszłości — jam swoje zrobił.
— Bardzo pięknie, bardzo godnie, prawdziwie po koleżeńsku pan radca postąpił.
— Tak jak należało. Rachunki wszystkie w porządku, najmniejszy grosik zapisany; nikt nie powie, żem ją w czemkolwiek ukrzywdził.
Pierwszy to raz pan Dominik zwierzył się przed Grzegorzem, ale był tego dnia dziwnie wzruszony — i miał do tego powody.
Pani, u której mieszkała jego wychowanica, oświadczyła mu, że w domu jej zaczął bywać pewien młody człowiek, z zamiarem starania się o rękę panny Zofii, że zasiągnięte o nim informacye przedstawiają go w najpochlebniejszem świetle i że ostatecznie jest wszelkie prawdopodobieństwo, że Zosia wyjdzie za niego.
Wszystko przemawia za nim — jest młody, przystojny, dość wykształcony, ma stanowisko odpowiednie i jaki taki majątek osobisty, a kto go tylko zna, najpochlebniej się o nim wyraża.
Zaczął bywać w tym czasie, kiedy pan Dominik był na wsi.
Wiadomości te bardzo pana Dominika przygnębiły i rozstroiły. W swojem samotnem, smutnem życiu, jedynym jaśniejszym promykiem była właśnie ta Zosia. W jego oczach ona rosła, piękniała, rozwijała się na śliczną dziewczynę i teraz ma ją