Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potrzebowała pomocy, to pamiętaj pani, powtarzam, że w Wólce mieszka Onufry... i udaj się do niego, jak do ojca. Jak do ojca, panno Marto, pamiętaj!
Mówił to z drżeniem w głosie, a w oczach miał łzy.
Gdy weszli do pokoju, pan Onufry był już zupełnie spokojny; nie sypał jednak przysłowiami, nie dowcipkował, i wkrótce, pożegnawszy towarzystwo, odjechał.
Noc była piękna. Spasły wierzchowiec pana Onufrego szedł raźnym stępem, parskając, a jego pan półgłosem sam sobie taką wypowiedział naukę:
— Widzisz, panie Boże! że nie kłamię. Obciąłem się z nią ożenić, nietyle dla siebie, ile dla niej. Bo i cóż ją czeka? Substancya niewiele warta, wiosczyna odłużona na wszystkie cztery boki. Gdyby chcieli wszystko spłacić, nicby im nie zostało. Tamten szaławiła już tak jakby dyabłu duszę zapisał... bo go żadna siła ludzka od niemki nie oderwie. Biedna Marcia! Chciałem ją przygarnąć do siebie, zapewnić jej byt niezależny aż do śmierci, być jej wiernym służką... i dalibóg postąpiłem honeste, czyli przyzwoicie. Cóżby jej było złego, gdyby za mnie wyszła!? Tem, co świętej pamięci Biedulska zapisała, długi spłacam i jeszcze coś zostanie i... Wólka czysta, panie dobrodzieju, jak szkło!! Miałaby kobiecina punkt oparcia, miałaby mająteczek niezgorszy, miałaby los... Zapomniałem tylko o tej małej przeszkodzie... że mam lat... eh! co to liczyć, mam tyle, ile mam... Stary jestem i z przeproszeniem... osieł. Zapomniałem, że z siwizną do dziewczyny to