Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Ewa.

Niech pan Atanazy uważa lepiej na drogę.

Atanazy.

Owszem, proszę o ten teleskop.

(Atanazy patrzy przez lunetę, Paweł przez lornetkę, Plajterman trzyma dłoń nad oczami).
Sabina (do Anny n. s.).

Szczerze, duszko, kochaneczko, prawdę mi powiedz: czy ty go kochasz?

Anna.

Mówiłam pani, że dla pana Karola mam prawdziwą sympatyę i życzliwość... Wiem, że to człowiek z sercem, i zdaje mi się, że mogłabym go pokochać, ale... teraz zdecydować się jeszcze nie mogę.

Sabina.

Zabijasz człowieka, Andziu!... ach, posłuchaj: i ja niegdyś zabiłam jednego.

Anna (z przerażeniem).

Jakto? Umarł!?

Sabina.

Nie, kochaneczko... ożenił się z wdową po dzierżawcy, ale był zabity, zabity... i zawsze mam go przed oczami, jak żyjący wyrzut sumienia... O, Andziu! niech cię niebo strzeże od takiego zdarzenia. Nie będziesz mogła ani spać, ani jeść, ani pić. Zeszczuplejesz, zmizerniejesz, staniesz się jako kwiatek podcięty kosą. Ach! kwiatek o tyle jest szczęśliwszy, że go