Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ły doświadczenia naukę wyniosła. „Mniejsza o majątek — mówiła przy pożegnaniu, — dajmy dzieciom siłę, przygotowanie do wałki z losem — to najlepszy posag...“ Prawda, to wszystko prawda, ale z jakimże losem ma walczyć moja córka? Cóż jej grozi? Człowiek, którego chciałbym widzieć jej mężem, ani swojego, ani jej majątku nie strwoni, przeciwnie, podwoi go raczej, a może i potroi... Na cóż więc jakieś marzenia, dążenia, próby samodzielności — po co?
Wstał i po stancyi przechadzać się zaczął, chodził bez przerwy, tarł czoło; przyszli mu myśl Wolscy.
To znów co innego; dwoje biedaków: on sierota, ona córka niezamożnych ludzi. Każde z nich torowało sobie samo ścieżkę życia. Pobrali się — może to lepiej, może gorzej. Niby lżej we dwoje, ale za to nowe obowiązki, a ciężkie... Uczył się, męczył, dobijał i czegoż się dobił?... Posady w fabryce! Jest-że to co? — Nic! Fabryka się spali, właściciel zbankrutuje albo sprzeda zakład — no, i znowu szukaj wiatru w polu. Gdzie podstawa bytu, gdzie emerytura, zabezpieczenie starości? Feliks dowodzi, że i na to czas przyjdzie, powstaną kasy i stowarzyszenia. Co to warto? Żeby był przy mnie praktykował, i chociaż na dependenta się wyrobił, miałby pewniejszy los. Póki świat światem, ludzie interesa pieniężne między sobą mieć i akta notaryalne robić muszą. Kupno i sprzedaż, pożyczka, dzierżawa, współka, to czy owo,