Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cywilnym księgę pierwszą, tytuł piąty — leży u mnie na stole...
— O dziękuję! na cóż?
— Wiedzieć nie zawadzi. Ale wracajmy do Jaskólskiego. Pan Floryan był piękny kawaler, ale Karpiówka jego zaszargana. Na oczyszczenie hypoteki Jaskólski dał ogromną na owe czasy kwotę dwadzieścia tysięcy rubli — niezależnie, ma się rozumieć, od sreber, klejnotów i wyprawy bardzo eleganckiej. Powiada do mnie Jaskólski: „Regencie kochany, po mojem najdłuższem życiu wezmą Młynków i trochę tej gotowizny, co się uzbierało i uzbiera jeszcze, ale te dwadzieścia tysięcy, które teraz daję, muszą być pewne jak mur. Florek chłopiec dobry, lecz swoją drogą, musimy go opisać jak węża, bo młody, ma w głowie jeszcze fiu, fiu! w pana się gotów bawić.“ — Dobrze, odrzekłem, opiszę go jak węża, a akt zrobię murowany, na cement.
— Jak to na cement?!
— Tak się, moja duszko, mówi. Znaczy to, że akt będzie dobry; ale dodałem, mówiąc do Jaskólskiego: „Jeżeli pan dobrodziej chcesz być zupełnie pewny swego, to zawołaj krawca, żeby zięciowi wszystkie kieszenie pozaszywał.“ Roześmiał się Jaskólski, ale kwaśno. Nazajutrz podpisali intercyzę, wzięli ślub, było wesele, na którem i ja się znajdowałem...
— Więc ci Wierzbińscy byli zamożni ludzie?
— Bardzo zamożni. Jaskólski we dwa lata po