Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nadszedł Bolesław i Wolski i poprosili do dworu, gdzie całe towarzystwo czekało.
Pan Gorgoniusz przez kilka dni obserwował bacznie Bolesława i wogóle kółeczko, które się w Lasku zgromadziło, a obserwując, czynił porównania, przypominał sobie własną młodość i młodość swoich towarzyszów. Różnica była bardzo wyraźna, wybitna.
— Ha — mówił do siebie, — może ja, jako stary, nie widzę dobrze i nie rozumiem dość jasno, ale moi rówieśnicy byli inni, więcej mieli w sobie młodości, a tu oto widzę sensatów i sensatki.
Bardzo chętnie wdawał się z Wolskim i z Bolesławem w rozmowę, podczas której wyciągał ich na słówka, i sam mówiąc niewiele, słuchał ich uważnie. Chciał poznać ich bliżej, zbadać gruntownie co myślą i czego chcą od życia, a im bardziej ich studyował, tem więcej niechęć i uprzedzenie znikały, a natomiast rodziła się sympatya.
Pan Gorgoniusz był człowiekiem rozsądnym, a przytem pomimo chłodnej powierzchowności, miał serce kochające i dobre, miał wrodzone poczucie sprawiedliwości, więc też wyrzucał sobie, że się unosił i gniewał na córkę, — i starał się przedewszystkiem poznać tych, do których ona tak lgnęła. Z każdym dniem odkrywał w nich więcej rysów sympatycznych, zaciekawiało go całe to towarzystwo i zarazem pociągało ku sobie.
Obawy pani domu, że przyzwyczajony do wielkich wygód i do swego kółka towarzyskiego, re-