Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chleba waszego skosztować. W gościnie jestem w Lasku.
— Nie brak tam chleba! Wystarczy i dla nich i dla gościa, a jak czasem na przednówku bieda, to się tam idzie jak w dym. Pani, aby jedno słowo rzec, każe korczyk odmierzyć i jeno sobie zapisze; a później, jak nowe zboże nastanie, to można ziarnem taki sam korczyk oddać, można odrobić, jak komu wola i ochota; przymusu żadnego niema... I ja brałem i odrabiałem, a tak nie tak ja, jak dzieci: dwie dziewuchy i chłopak... Już co dobra pani, to dobra, i choć kobieta, a rady sobie daje, jak inszy chłop. Tu ją po wszystkich wioskach w okolicy znają, i każdy jej uszanowanie da...
— Ale biedy w tym folwarczku niema?...
— A skądby bieda być mogła na takie harowanie? chyba z dopustu Bożego! Ale jakoś ogień mija, grad mija, pomorek mija. Bóg miłosierny strzeże. Była bieda, jak ona pani nastała do Lasku... była, choć płakać; ale tu u nas, panie, taki obyczaj, że człowiek bierze się z biedą za bary, jak chłop z chłopem, i próbuje się, kto kogo przemoże...
— A skutek z tego?
— Różnie, wielmożny panie, bywa — odrzekł chłop. — Jak się człowiek z biedą za bary weźmie, jak się z nią pocznie szamotać, to przy pomocy Boskiej przemoże. Ta pani przemogła...
Umiał jakoś regent chłopa na rozmowę wyciąg-