Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wie swoje zdanie szczerze, serdecznie, jak myśli. Co do mnie, aczkolwiek nie znajdowałem się nigdy w położeniu ojca, mającego córkę, sądzę jednak, że gdybym się znalazł w takim wypadku, to użyłbym z całą bezwględnością powagi ojcowskiej. Tak być ma, tak być musi — i wszelka dyskusya jest wykluczona. Rzeczą ojca jest rozkazywać, rzeczą dziecka słuchać. Niema żadnych rozpraw, żadnej apelacyi, Bezwarunkowo niema.
— Tak twierdzi były podprokurator sądu poprawczego — wtrącił złośliwie pan Salezy. — Co to może siła przyzwyczajenia! Z panienką dobrze wychowaną, z dzieckiem kolegi i przyjaciela, chce postępować z taką bezwzględnością, jak ze złoczyńcą. Zwracam uwagę pana Kalasantego, że panna Wanda nie popełniła czynu karygodnego, nie jest ona podpalaczem ani mordercą, więc należą się jej pewne względy...
— Aha — odrzekł Kalasanty — siła przyzwyczajenia! Zapewne ona to natchnęła i ciebie, kochany Salezy, do wypowiedzenia tej obrony. Adwokat oddawna uśpiony przebudził się w tobie, i gotów jesteś stanąć w obronie rojeń, niebieskich migdałów i rozmaitych niewłaściwości, jakiemi panna nabiła sobie głowę. Gotów jesteś kruszyć kopie w obronie romansów, emancypacyi, kręcenia biczów z piasku i tym podobnych głupstw, nie zasługujących nawet na to, aby o nich poważnie dyskutować. Wszak prawda, Damianie?
— Ja — odrzekł zapytany — wypowiem swoje