Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —

albo ja wiem... Jednem słowem intryga jakaś i szachrajstwo. Kochana pani Romanowa lubi swatać i nie bezinteresownie, a pan Antoni, na moje oko przynajmniej, jest to stary wyga, który znalazłby drogę nawet do piekła, gdyby wiedział, że tam pięć rubli znajdzie. Takie jest moje zdanie. O synalku nie mówię, ani tak, ani siak. Niewyraźne jakieś stworzenie, tylko wzdychać i oczy przewracać, jak w teatrze. Zdaje się, że to jest jego główna i zapewne jedyna specyalność.
— Bardzo przystojny młody człowiek.
— Nie sprzeczam się o to, być może, chociaż ja tej urody nie widzę. Może to wina moich starych oczu. Mnie wydaje on się podobnym do lalki z fryzyerskiego sklepu... Bez wyrazu... Zresztą cóż tam on!... Nie sądzę, żebyś za takiego smyka wyszła — ale wolałabym, żeby nie bywali u nas; szczególniej papa... Boję się go.
— Co znowuż?
— To jest — nie; źle się wyraziłam, nie boję się, ale czuję do niego jakąś niewytłómaczoną niechęć.
— W ogóle ciocia jest bardzo zniechęcona do ludzi.
— No, nie do wszystkich. Naprzykład z twoich znajomych taki oto pan Franciszek wcale antypatyi nie wzbudza...