Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —

stował pan Antoni — jam starszy od pana, więc powinienbym jeszcze większą różnicę widzieć...
— A nie widzisz pan żadnej?
— Tego nie mówię. Ona jest, ale nie taka, jak pan przedstawiasz. Nigdy ludzie groszem nie gardzili; owszem, uganiali się za nim, nieraz z krzywdą honoru i sumienia... Tylko że dawniej na zaspokojenie tej gorączki wystarczały setki, a dziś mało tysięcy.
— Więc na moje wychodzi!...
— Trochę tak, trochę nie... W gruncie rzeczy wszystko jedno, różnica zaś, jak powiadam w ilości, ale też dawniej można było żyć tańszym kosztem, dziś trzeba dużo... więc dużo...
Nie przekonało to pana Franciszka, który pozostał przy swojem zdaniu, dodając, że dziś nietylko mężczyźni, ale i kobiety są wcale co innego; najpiękniejsze uczucia serc poczciwych i dusz zacnych gotowe są wyśmiać i wyszydzić, a nad czyste perły miłości przekładają względy materyalne, ładne stroje, dobrobyt.
Zwyczajna piosenka, którą od wielu wieków starsi śpiewają młodszym...
Głośniejszy wybuch śmiechu, powtórzony przez całe towarzystwo, przerwał utyskiwania pana Franciszka; po pierwszym nastąpił drugi i trzeci, dzięki humorowi pana Anto-