Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 109 —

miejskich; wdowa ożywiła się, pan Antoni zaś, obserwując rozmawiających zdaleka, tryumfował i pysznił się w duchu z tego, że posiada tak sprytnego i eleganckiego synalka, który umie brać się do rzeczy i zjednywać sobie względy kobiety.
Dzięki zabiegom gospodyni i wymowie pana Antoniego, towarzystwo ożywiło się, rozmowa weszła na przedmioty ogólne; pan Antoni opowiadał przytem różne wesołe anegdotki, a jego syn starał się zabawiać młodą wdowę, co mu się do pewnego stopnia udawało. Nawet pani Kowalska przestała być ucinkową i złośliwą. Wspólnie z protegowanym przez się panem Franciszkiem, który właśnie obok niej siedział przy stole, rozpamiętywała dawniejsze czasy, według jej zdania o wiele lepsze, niż dzisiejsze, gdyż ludzie wówczas nie pragnęli tak gorączkowo dobrobytu i użycia, jak dziś pragną...
— Prawda, panie Franciszku?... — pytała.
— Święta prawda; niema co nawet porównywać... Nie jestem jeszcze stary, dopiero mi na pięćdziesiąty rok idzie, a jednak nie poznaję mojej kochanej Warszawy. Gonitwa za groszem, spekulacya, drożyzna; niech Bóg broni. Wszystko inaczej, wszystko na opak...
— No, tak bardzo znowuż nie — zaprote-