Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —

prędzej wykończyć, sprzedać... i zmykać, zanim się nowonabywca zdoła obejrzeć.
— To bardzo niewesołe wieści — odezwała się pani Kowalska — bo właśnie siostrzenica moja posiada plac.
— Ach, prawda! — zawołał pan Antoni, udając, że żałuje tego, co powiedział — prawda! Zapomniałem o tem na śmierć i niepotrzebnie... Pani to może być przykro... Nie mogę sobie darować.. Było to nader niewłaściwie z mojej strony, ale trudno... Słówko wyleci ptaszkiem, a wołem nie da się wciągnąć napowrót. Przepraszam, tysiąckrotnie przepraszam...
— Wcale mnie to nie zmartwiło — odrzekła wdowa z uśmiechem.
— Ślicznie! pani łaskawa, ślicznie, mądrze i filozoficznie — mówił stary, zacierając ręce. — Plac, czy dom, szczęścia sam przez się nie stanowi, a kto posiada, jak pani, młodość, urodę nadzwyczajną, zdrowie, pogodę ducha, nieocenione skarby cnót i zalet, ten znajdzie w życiu szczęście, na jakie zasługuje, bez względu na to, czy posiada plac, czy go nie posiada. Nieprawdaż, synu?
— Ojciec wypowiedział to, co ja myślę. Takie jest moje głębokie przekonanie...
— Widzi pani dobrodziejka, że zdanie moje odosobnionem nie jest. Jako człowiek stary i doświadczony, posiadam znajomość