Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —

ludzi — taki zaś młody człowiek, aczkolwiek nie ma tej eksperyencyi, co ja, jednak domyśla się prawdy i przeczuwa ją sercem.
— Jak to pan ładnie powiedział — wtrąciła gospodyni domu, która zbliżyła się pod koniec rozmowy. — Trzeba paniom wiedzieć — dodała — że pan Antoni jest niezmiernie wymowny; podobno jeszcze jako dziecku rokowano mu świetną przyszłość — i rodzice byli pewni, że zostanie sławnym kaznodzieją, lub znakomitym adwokatem...
— Inaczej się stało — rzekł pan Antoni z westchnieniem.
— A dlaczego? — zapytała wdowa.
— Dużoby o tem mówić, pani szanowna... Różne okoliczności, a przedewszystkiem, jak sądzę, nie było przeznaczenia...
— Wielka, wielka szkoda — mówiła pani Romanowa, wzdychając — chociaż zdolności pana Antoniego nie zmarnowały się. Ileż to razy, przy okazyi, w towarzystwie, zachwycamy się jego wymową; pojęcia pani nie ma, jakie ten człowiek wygłasza toasty prozą a nawet wierszem!
— Ach, więc pan jest także i poetą? — zapytała ironicznie pani Kowalska.
— Ja, pani dobrodziejko, jak potrzeba, wszystko potrafię. Niewielka sztuka zresztą tworzyć wiersze, jeżeli ktoś posiada do te-