Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już mu głos i fantazya dawna wróciła, już znowu jak dawniej przeklinał. Pan Jan coraz częściej do miasteczka zaglądał, ale dzięki poradzie doktora, już nie z młodym, lecz ze starym Manelesem traktował, i po długich certacyach, łagodniejsze nieco warunki uzyskał. Musiał pozaciągać znaczne zobowiązania, bo nietylko koszta stawiania nowych budynków tego wymagały. Sakłakowski, dowiedziawszy się o nieszczęściu, jakie pana Jana spotkało, napisał list pełen współczucia: „Panie dobrodzieju najszanowniejszy, brzmiał list, żeby ten ogień, który folwark pański zniweczył, spadł na moją własną głowę, to nie wyrządziłby mi większej przykrości. Ja rozumiem, co to znaczy: pojmuję, jakie kłopoty i zmartwienia za sobą pociąga. Gdybym, jak niegdyś, rozporządzał swemi kapitałami, sam oświadczyłbym się z gotowością przyjścia panu dobrodziejowi w pomoc; gdybym nie wydawał córki za mąż, cofnąłbym w poprzednich listach wyrażone żądanie zwrotu pożyczki, ale pan dobrodziej nie masz wyobrażenia, co to jest zięć. To pożar, który pochłania nietylko ukochane dziecko, ale i umówioną, a znaczną część ciężko zapracowanego i kosztem niesłychanych prywa-