Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne Szmul pojedzie jutro do miasteczka?
— Dlaczego ja mam jechać jutro, kiedy jadę dziś, na całą noc?
— Ach, jak to dobrze!
— Dobrze? Pewnie, że dla panienki dobrze: panienka będzie sobie spała, w ciepłej stancyi, na łóżku, na białej poduszce... a Szmul będzie się wlókł na biedce, po złej drodze, do deszczu, będzie moknął, nie zmruży kawałka oka. To się nazywa dobrze! Niech moje wrogi mają taką dobroć.
— Ale nie! ja wcale nie dlatego... tylko, widzi Szmul, mam bardzo ważny list do wysłania na pocztę.
— List?
— Tak jest, i właśnie chciałam was prosić...
— Aj, aj, dlaczego nie? Albo mi to pierwszyzna? Kupić markę, przylepić do koperty i cały interes wrzucić do skrzynki na poczcie. Niech panienka da ten liścik... Zapewne bardzo pilny, zapewne bardzo ważny?
— Naturalnie.