Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

można kichać od tego zapachu. Dziwny list, na moje sumienie.
Dziedzic oglądał kopertę. Istotnie była ona różowa, miała napis fioletowy, na odwrotnej stronie wyobrażenie zająca i czuć ją było ostrym zapachem paczuli.
— Któżby to, u licha?
— Czy to — zapytał Szmul, — czy to pisanie nie jest od Towarzystwa Kredytowego? Ono też lubi dopominać się o ratę...
— Ale nie perfumuje swoich listów. Ach! no, oczywiście, można się było domyślić — dodał, otworzywszy kopertę i spojrzawszy na podpis: — to od kobiety, od naszej krewnej.
— Nu, skoro od kobiety, to niech pan dziedzic czyta, a ja sobie już pójdę. Po tym kochanym jarmarku mnie potrzebny jest wypoczynek. Ja przemokłem, ja się utrząsłem, ja się wygłodziłem... i myśli pan dziedzic, żem majątek zrobił?! Niech moje wrogi tego nie mają! Sprzedałem całej parady: pięć gęsi, parę funtów koszernego masła i kopę jaj. Idę odpocząć; a gdyby było co potrzeba, to niech pan do mnie przyśle.
Pan Piotrowicz z pewnem lekceważeniem zabrał się do czytania listu — widocznie nie