że pan, który chciał sprzedać sumę, przyjechał z Warszawy i stał w hotelu... Więcej nie wiem.
— Trzeba będzie przedewszystkiem odszukać Icka Szpindla. Nie wiecie, gdzie on mieszka?
— On już nie potrzebuje mieszkać: umarł, będzie temu trzy lata.
— Żeby go dyabli!... — mruknął ze złością dependent.
— Fe! Nie spodziewałem się po panu takiego brzydkiego słowa. Co panu zawinił Icek Szpindel? Umarł, bo tak Pan Bóg chciał. Szpindel zapewne wolałby jeszcze żyć i handlować... a pan go przeklina. To się nie godzi.
— Prawda... wymówiłem niechcący... Niech Icek Szpindel spoczywa w spokoju, skoro umarł... ale wolałbym, żeby żył i powiedział, jak rzecz stoi. Dałbym mu nawet coś za to.
— Czekaj pan! — zawołał Szmul — jest jeszcze jedna osoba, która ma wiadomości.
— Cóż to za osoba?
— Kobieta... zdaje mi się, że panna.
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/33
Wygląd
Ta strona została skorygowana.