Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jakie?
— Jedno było żydowskie... i, nie potrzebuję się chwalić, bardzo porządne wesele. Z muzyką, z tańcami, z dobrem jedzeniem, z rodzenkowem winem, ze wszystkiem, jak wymaga nasz stary obyczaj. Mogę was zapewnić, że nie brakowało nic. Dałem pieniędzy ze szczerego serca, gdyż, z łaski Boga, suma na Kocimbrodzie przyniosła mi tyle korzyści, że mogłem i posag dać i wesele wyprawić. To się stało onegdaj, a teraz moja kochana córeczka, Chana-Frajda, już jest u rodziców mego zięcia, gdzie, według naszego obyczaju, przepędzi trzy lata, a po trzech latach, daj Boże doczekać, znowuż wróci na trzy lata pod mój dach.
— Czy wy, Szmulu, prawdę mówicie?
— Taką prawdę, jak to, że teraz jest dzień, jak to, że jestem uczciwy żyd. To wielkie słowo, więc możecie mi wierzyć.
— No, no...
— Ja przyszedłem tu naumyślnie, szczerze przyznaję, aby pokazać temu bardzo mądremu macherowi, że wiejski pachciarz ma także kawałek głowy i umie chodzić koło interesów. No, Icek, teraz ja was przeko-