Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dność i bezinteresowność w stopniu najwyższym! Zaniedbywał się biedaczek trochę w ubraniu i nie odpowiadał skromnym nawet wymaganiom co do elegancyi, ale pod moim wpływem, któremu bez szemrania się poddaje, doszedł do tego, że prezentuje się przyzwoicie, a przy czarnem ubraniu i starannie wygolonej twarzy wygląda jak minister angielski.»
— Ależ, na miłość Boską, któż to jest i skąd się wziął? — dopytywała zniecierpliwiona panna Bolesława.
— Ależ czekaj, dziewczyno! Przez taki list trzeba się przedzierać jak przez las, tyle w nim różnych krzaczków, kwiatków i zielska! Zaraz... no, pisze, że jest to znakomity prawnik, że, aczkolwiek zajmuje tylko skromne stanowisko pomocnika przy mecenasie, jednak, gdyby chciał, mógłby zostać mecenasem, referendarzem, Bóg wie czem! dalej... będę czytał dosłownie:
«Jest to człowiek niebiedny, owszem, jak na nasze stosunki, zamożny, powiedziałabym, że nawet bogaty, posiada bowiem kilkanaście tysięcy rubli uczciwie zapracowanych, a ponieważ jest jeszcze w sile wieku i, pomimo