Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

księżyc oświetlał łagodnie drzewa w ogrodzie. Trudno o bardziej dobrany czas i miejsce do poufnych i serdecznych zwierzeń.
Biała rączka posuwała się szybko po papierze, pióro kreśliło myśli urywane, rzucane troszkę bezładnie, tak, jak się cisnęły do głowy. Pocóż jakiś plan, program, podział na części!
Przecież to nie wypracowanie pensyonarki, ale list do cioci Emilci, list serca, które czuje, do serca, które powinno rozumieć...
«Cioteczko! pisze do Ciebie dziewczyna najszczęśliwsza z pośród szczęśliwych, najgoręcej kochana z kochanych, najbardziej kochająca ze wszystkich, jakie kiedykolwiek kochały!!
«Sukien będę miała tylko trzy, bo nie zależy mi wcale na gałgankach; więc czarna jedwabna od wielkiego dzwonu, więc wizytowa wełniana bronzowa, tak sobie, i kostium taki, jak to Ciocia wie, ogromny szyk! Przez oszczędność rodzice sprowadzili to z Warszawy, gdyż, jak Cioteczce wiadomo, miasteczkowy krawiec zepsułby tylko materyał i byłaby szkoda niczem nie powetowana. Niech Cioteczka jednak nie sądzi, że oprócz