Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zabawny człowiek! Za lat sto będzie o tabace myślał, lecz nie o miłości! Ale cóż to szkodzi! niech mówi, niech zapewnia.
Są panny, które takich zapewnień nie słyszą i nudzą się przez to okropnie biedaczki... Szkoda ich!
Właśnie jest początek wiosny, tylko co przeszły święta wielkanocne, takie przyjemne, wesołe.
W polu robota; ogród się zieleni, świeżo skopana ziemia pachnie, słowiki jakby się zmówiły, żeby w tym roku daleko piękniej śpiewać niż w poprzednich.
Bardzo poczciwe i rozumne ptaszki — widać miarkują, co się święci, bo z każdym dniem głośniejsze dają koncerta.
Konrad jest ogromnie zajęty: pilnuje robotników, przyśpiesza porządkowanie domu... martwi go, że to jakoś powoli idzie... Ale musi być wszystko gotowe na termin, który, po skombinowaniu rozmaitych okoliczności, został ustanowiony przez rodziców na dzień 18 maja.
Już i pierwsza zapowiedź wyszła. Panna Bolesława nie była tej niedzieli na sumie, tylko na rannej mszy — nie chciała słyszeć, jak