Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tegoż przyszłego teścia bonifikacyę za fatygę, pracę, stratę zdrowia, za zniszczenie wasągu i sforsowanie konia podczas podróży, jakie odbyć wypadnie.
I jeszcze należałoby się z wielu innych względów — ale trudno, większe jest skąpstwo ludzkie, niż poczucie sprawiedliwości, i dlatego to z góry trzeba się zrzec wielu dochodów, najsłuszniej, najuczciwiej należnych.
Mniejsza o to — trzeba się zadowolnić małem i cieszyć się z tego, że będzie ruch, że pewna ilość pieniędzy zacznie się obracać, przechodzić z rąk do rąk i przez ręce Szmula.
Co robić dalej? Czy mówić co na zgromadzeniu przed gmachem sądowym? Najlepiej nic nie mówić — a jeszcze lepiej wcale się tam nie pokazywać.
Po co? Przysłowie mówi: że bliższa jest ciała koszula, aniżeli kapota. Tamci, jako w centralnym punkcie dość szerokiej okolicy, mają tysiące sposobności do robienia geszeftów, wszelkie zaś korzyści, jakie wyciągnąć się dadzą z sumy na Kocimbrodzie, która tak nagle i niespodziewanie spada na Łopianków, należeć powinny do Szmula