Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie bywa nieraz trudno. Można trafić na brak gotówki. Kapitał to wielki figlarz: gdy go nie trzeba, to chodzi i sam zaczepia; gdy zaś jest o niego gwałt, to tak się schowa, tak ukryje, że go w samo południe, z zapaloną latarnią, nie można znaleźć. Ja panu dziedzicowi życzliwie radzę.
Nie dokończył Szmul zdania, gdyż głośny brzęk dzwonków przerwał jego mowę; na dziedzińcu ukazały się sanie, ciągnięte przez dwa rącze, siwe konie, i zatrzymały się przed gankiem.
— Przepraszam cię, Szmulu — rzekł szlachcic, — teraz rozmawiać z tobą nie będę. Mam gościa.
— Ładny gość, młody gość! — szepnął Szmul — on też musi coś wiedzieć o Kocimbrodzie, skoro takimi końmi i z takim wielkim rozmachem tu zajeżdża.
Szmul powoli, ze spuszczoną głową, udał się do swego mieszkania, usiadł pod piecem, zapalił fajkę i puścił wodze myślom.
Skąd nagle takie różne nowe kombinacye? skąd ten Kocibród?
Tacy kupcy, tacy aferzyści, w mieście, na zgromadzeniu przed gmachem sądowym,