Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

złoto! Ja nie powiem nikomu, naprzód dla tego, że jestem dla pana dziedzica więcej przychylny, aniżeli dla pańskich wierzycieli a po drugie, jeżeli zapis jest dla panienki, to wierzyciele pańscy nie mogą kłaść na nim aresztu.
— Zwaryowałeś, czy co?! Gdzieżby kto mógł kłaść areszt na zapisie?
— Właśnie też ja potrafię dochować sekret. Ja mam taką naturę, że jak powiem sobie: «Szmul, trzymaj język za zębami,« to trzymam go z całej siły, nie dam mu się wychylić, ani na dwa cale, na pół cala, na odrobinkę! Przepraszam pana dziedzica, czy nasza panienka jest jeszcze małoletnia, czy już może stawać do aktów?
— A cóż tobie do wieku panienki?
— Nic, trochę przez ciekawość. Mnie się zdaje...
— Co ci się plącze w głowie?
— Oj, oj, wielmożny panie, wiadomo, że się plącze. Głowa od tego jest. W niej znajdować się może sto nici, może dwieście, może tysiąc, a każda należy do innego interesu. Proszę pana dziedzica, czy ten Kocibród daleko od Warszawy?