Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I cóż nowego?
— Wszystko stare. Narzekają, że mały ruch, ale ruch jest... Na targu było pełno narodu.
— Jakże zboże? Nie idzie w górę?
— Wcale nie ma ochoty; ja się boję nawet, żeby nie miało chęci do spadnięcia.
— Nie pleć!... Dlaczego miałoby spadać?
— Kto może wiedzieć? Kupcy się boją. Aj, wielmożny panie, ludzie mówią, że kobiety są fałszywe, ale teraz pszenica ma bardziej fałszywą naturę, niż dziesięć kobiet! Żyto też poczciwe nie jest, za jęczmień trudno ręczyć; jeden owies sprawiedliwe ziarno, ale i to nie zawsze... Proszę pana dziedzica, ja myślę, że pan musi znać dużo różnych folwarków?
— Naturalnie, że znam.
— Pan dziedzic za młodych lat zapewne dużo jeździł po świecie, pewnie był i w Warszawie, i koło Warszawy, i za War szawą też?
— Byłem, ale do czego prowadzi to pytanie?
— Chciałbym wiedzieć, czy pan dziedzic nie słyszał o jednym folwarku, co się na-