Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie z innej chyba gliny ulepiony jest Konrad, bo znowuż inna pani, od kilkunastu lat zamężna, mówi nieraz, że wszyscy mężczyźni są jednakowi. Co do powierzchowności, to oczywiście nieprawda, gdyż są siwi, łysi, otyli, wysmukli, przystojni, ładni, bardzo ładni, brzydcy... ale charaktery mają prawie jednakowe, pod pewnymi względami, i rzadko który zawojować się nie da.
Panna Sławcia uśmiecha się i myśli, jak też wyglądać będzie zawojowany Konrad? W każdym razie nie brzydko, gdyż jest przystojny, a nieśmiałość dodaje mu pewnego wdzięku.
Nieśmiałość ta jest poniekąd usprawiedliwiona: Konrad nie śmie podnieść oczu na pannę, gdyż nie wie, czyby go przyjęto. Obawia się odmowy, odkosza.
Rzeczywiście, jako partya, nie może zaliczać się do świetnych, dostał bowiem po rodzicach tylko obdłużony Szczygłówek, folwark ledwie dziesięciowłókowy, w nieosobliwej glebie, ale są przytem okoliczności łagodzące. Po pierwsze: okolica zupełnie uboga jest w kawalerów, a natomiast obfituje w dorodne dziewice. Po drugie: gdyby się znalazł