Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

leńkich sanek. Konrad sam powoził, stangret siedział na ławeczce z tyłu.
Doskonałe powozi ten Konrad, kieruje końmi z wdziękiem i elegancyą; rozpędza je, robi najtrudniejsze zwroty, osadza w jednej chwili na miejscu; a przytem nie znać, żeby się wysilał, żeby ręką poruszył.
Pewna pani utrzymuje, że właśnie taki młody człowiek, który i powozi wybornie, i wierzchem na najognistszych koniach harcuje, jak najłatwiej daje się ujeździć w małżeńskim zaprzęgu. Szybko oswaja się z cuglami, byle je ujęła dzielna rączka.
Panna Sławcia, przypomniawszy sobie to zdanie, tylokrotnie stwierdzone już w historyi i w życiu, przypatruje się swoim rączkom.
Są one małe i na pozór delikatne, jest jednak w nich siła, która może sprostać zadaniu. Zresztą przykłady świadczą, że nie wielkość stanowi o mocy. Ojczulek, na przykład, jest imponująco silny, mateczka wątła jak trzcina, a jednak, co tylko mateczka chce — ojczulek zrobi. Czasem burknie, obruszy się, powie, że ani myśli, i w rezultacie uczyni, co mu kazano.