Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Sławcia wykonywa taki manewr przed lustrem i widzi, że robi to doskonale. Tem większa zasługa, że jej tego nikt nie uczył, widocznie więc jest zdolność wrodzona.
Pan Konrad przyjedzie przed wieczorem. Jasny dowód skuteczności spojrzeń.
Przyjedzie na pewno; przyrzekł, za co, jako nagrodę, otrzymał uśmiech. Niby to nic, a jednak widocznie był uszczęśliwiony, bo także uśmiechnął się bardzo wymownie.
Zdjąwszy salopkę, czapeczkę i woalkę, młoda osoba schowała je do szafy, poprawiła włosy i usiadła na kozetce.
Chciała trochę odpocząć, zanim podadzą obiad — i myśl jej znowuż pobiegła przed kościół, gdzie co niedziela, po nabożeństwie, zbiera się całe towarzystwo okolicy na krótką pogawędkę.
Tam sąsiedzi komunikują sobie różne wiadomości, tam odbywa się przegląd strojów i ekwipaży.
Właśnie dziś pan Konrad prezentował nowe konie; bardzo ładne, siwe, — jakby wiedział, że panna Bolesława szczególnie tę maść lubi. Konie były zaprzęgnięte do ma-