Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

głowę, mówiąc, że to jest osoba niepierwszej młodości!! Kłamstwo wierutne, fałsz, oszczerstwo! Panna nie szesnastoletnia, to prawda, ale młoda, nawet bardzo jeszcze młoda. Gdyby było inaczej, czyż posiadałaby taką gładką twarz, błyszczące oczy, takie zdrowe, białe zęby... taką figurę, taką jakąś szczególną żwawość w mowie, w ruchach, w całem zachowaniu się?.. Pamiętam, w kancelaryi jednego rana mecenas rozmawiał z regentem i z pewnym starym szlachcicem o kobietach rasowych. Ja, oczywiście, nie wtrącałem się do tego dyskursu, alem słuchał... i śmiałem się w duchu z ich gadaniny. Nawet, przypominam sobie, że taką myśl w głowie miałem: zeszło się oto trzech starych rozpustników i plotą sami nie wiedzą co. Kobieta rasowa! głupstwo wierutne. Jaka rasa znów?! Kobieta jest kobietą... Dziś widzę, że rozmowa tych panów nie była taka głupia, jak mi się wówczas wydawało, gdyż na własne oczy zobaczyłem kobietę rasową. Taka n. p. ręka, drobna, delikatna, biała, szczupła, taka, jak oni się wówczas wyrażali, nerwowa. Bez wątpienia tak jest, to oznaka rasy... Nie należy nigdy wydawać sądów stanowczych