Strona:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —

żne dla świata owoce... Zapewne smarujesz mój przyjacielu odę do słońca, lub madrygał na cześć bóstwa w słomkowym kapeluszu? Zazdroszczę ci madrygału i bóstwa, a najbardziej tego ognia, którym sypiesz dokoła. Jedno mnie tylko pociesza, a mianowicie to, że ten ogień niedługo wygaśnie, a jeśli nie wygaśnie sam przez się, to go ludzie zimną wodą zaleją, lub wiatr przeciwności zadmuchnie.
— Jesteś już, ty puszczyku, ty mój zły duchu, co mi zawsze smutny przepowiadasz koniec; ty zimna wodo na moją głowę gorącą!.. ale mów sobie swoje, a ja swoje robić będę... co nie przeszkadza jednak naszej przyjaźni i wzajemnej sympatyi.
To mówiąc podał mu rękę.
— Nie jestem ja twoim złym duchem, owszem cieszę się jak napiszesz ładny wiersz, bo zawsze jedno głupstwo więcej w literaturze przybędzie, cieszę się jak stworzysz coś tendencyjnego, bo się ubawię przynajmniej.
— Jestem szczęśliwy, że mogę ci chociaż chwilę rozrywki dostarczyć.
— Nie masz się czego cieszyć, co ja obchodzę ludzi, co ty ich obchodzisz, wreszcie co ja obchodzę ciebie — ale na seryo, cóżeś tam nabazgrał? poezya?
— Nie — proza — przeczytaj jeśli chcesz, ja korzystając z chwili odpocznę...
Jozef zaczął czytać powoli — w miarę jak przebiegał wzrokiem karty rękopismu, na twarz jego występował uśmiech, doszedłszy wreszcie do ostatniej stronicy, czytający wybuchnął głośnym śmiechem.
— Czyś napisał ten memoryał dla siebie i myślisz go przechować w zbiorze papierów familijnych ku zbudowaniu twych dzieci i wnuków?
— Dla czego? rzekł zmieszany nieco Bolesław.
— Cóż za pytanie? jużciż to nie do druku.
— Dla czego? dziesięć razy dla czego? Czyż tu są jakie absurda?, czy niedorzeczności?.. ależ na miłość Boską, przecież nie jestem w gorączce...
— Owszem, ja tu absurdów nie widzę, wszystko, coś napisał, jest najszczerszą prawdą...
— Dla czegóż więc nie drukować?
— Właśnie dla tego, że prawda.
— Pocóż więc istnieje druk? Po co nasza praca, nasz trud? Czy nielepiej byłoby zużytkować młode siły w jakim warsztacie lub kuźni, machając młotem kiedy piórem się nie zdało.
— Hola! hola, nie irytuj się, nie zżymaj... bądź przedewszystkiem umiarkowanym i miej lub staraj się mieć krew zimną — ja zaś opowiem ci bajkę, lub jeżeli wolisz legendę, bo to brzmi jakoś piękniej, poetyczniej wygląda...
— Mów — słucham cię, szepnął rozgorączkowany Bolesław rzucając się niedbale na fotel.
— Otóż uważasz. Zanim wynaleziono zapałki salonowe, tarto jedna o drugą dwie żerdzie, lub też tłuczono stalą w krzemień i z tego robił się ogień.
— Cóżto ma za związek z przedmiotem?
— Czekaj, dowiesz się — zanim świat zdobył się na drukowaną książkę, zanim zaczęto wydawać gazety, na rynkach występowali mówcy i gromili swych słuchaczów, rzucając im nieraz w oczy obelgi, za które dziś byliby odpowiedzialni według odpowiednich paragrafów ustawy o karach wymierzanych przez sędziów pokoju. Błąkali się po świecie grajkowie zwani bardami, minstrelami, trubadurami i tym podobnymi facecyonistami.
— Czy myślisz mi wykładać historyę książek i dzienników?
— Nie przerywaj — otóż taki grajek bardzo dużo sobie pozwalał, wolno mu było śpiewać o czem chciał i jak chciał, a rycerze zozłożeni pod cieniem dębów, lub też grzejący w stal zakute kości przy płomieniu ognisk, słuchali go z powagą i z uwagą, nie obrażali się wcale i rzucali mu kiesy pełne złota, pomimo, że im nieraz wypowiadał a raczej wyśpiewywał, że są próżniakami, hulakami, że za dużo piją i za bardzo pozwalają sobie w swych feodalnych zamczyskach, zawieszonych jak orle gniazda na niebotycznych skałach.
— No, cóż dalej?
— Dalej, szanowny mój kolego i przyjacielu, byli tak zwani błaźni, którzy mieli jeszcze większe przywileje. Ci przemawiali do możnych tego świata i grali rolę pieprzu, w obec słodkich pochlebstw, któremi zawsze ci co mieli niewiele, karmili takich, którzy posiadali dużo. Były to uważasz czasy średniowiecznego barbarzyństwa. Potem ludzkość zaczęła się cywilizować, zarzucono zbroice i przywdziano fraki, wielkie miecze zamieniono na szpady, a tarany i kusze zastąpiono rewolwerem, z którym dzisiejszy, spółczesny, chudy i głodny jak wilk, dependent od rejenta, może się mierzyć z bohaterskim Bayardem. Zarzucono turnieje, stworzono salon i wista z licytacyą, kobiety nie odziewają swych uroczych kształtów w skóry, lecz kuleją na korkach i noszą ogony. W dziedzinie fizyki odkryto własności pary i elektryczności, w życiu towarzyskiem stworzono konwenans i formy, może trochę chińskie, ale powszechnie przyjęte.
— O tem wszystkiem wiem.
— Bardzo mnie to cieszy, ale słuchaj, niech ci się zdaje że masz lekcyę z powtórzeniem. Księgi w drewnianych okładkach ustąpiły miejsca wytwornym edycyom, a te znów z kolei ustępują z widowni przed napływem dzienników i illustracyj. Dziennik stać się musiał pomimowoli konwencyonalnym i salonowym, a przedewszystkiem musi zachowywać etykietę... bo go inaczej do salonu nie wpuszczą...
— Lecz mój drogi, prawda ma swoje prawa.