Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jąc głębokie przekonanie, że w danym wypadku sesya jest zbyteczna zupełnie.
Teściowa zabrała głos.
— I cóż robić będziecie, gołąbki?
— Będziemy się kochali — rzekła Mania.
— Dobrze, moja córeczko, ale gdzie?
— Aha — pomyślałem — locus regit actum, jakaś kwestya cywilna, mniej dla mnie interesująca.
— Ja zawsze będę w raju — wtrąciła Mania.
Przyzwoitość nakazała mi mruknąć, że i ja także...
Teściowa otarła oczy sztuką batystu, z której coś odkrajano na tak zwaną wyprawę.
— To wzruszające! — zawołała. — Macie słuszność, drogie dzieci, wzajemna miłość to raj, ale dokąd pojedziecie po ślubie?
— Ja... na śledztwo — odrzekłem.
— A wstydź się, wyrobię ci urlop.
— O tak, mateczko, urlop, urlop! — zawołała Mania — urlop na sto lat.
Wtrąciłem, że można tylko na dwadzieścia osiem dni... Mania się rozpłakała i rzekła:
— Więc tylko dwadzieścia osiem dni żyć będę?...
Ten wykrzyknik wzbudził w moim umyśle niejakie podejrzenie, alem je odrzucił natychmiast.
Teściowa mówiła dalej:
— Moje dzieci, wy się kochajcie, a ja będę za was myślała. Nie wyślę was w podróż za granicę, bo to już wyszło z mody; tylko zbogaceni żydzi rozwłóczą najpiękniejsze wspomnienia życia po brudnych hotelach włoskich. Fe! Nie chcę was