Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ków, malarz do barw... ale jestem o całe niebo od nich wyższy...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nieraz zadawałem sobie pytanie, dlaczego człowiek, ukochawszy jedną ideę, nie zostaje jej wiernym wyłącznie i jedynie, dlaczego w jego sercu znajdzie się zawsze dość miejsca na drugą namiętność, na inne uczucie?
Dziwna rzecz, lecz trudno, człowiek jest tylko człowiekiem, bo gdyby nie był człowiekiem, byłby prawdopodobnie czem innem, jak słusznie twierdzi pewien uczony holenderski, Van Sturchenkuks...
Fatalna siła faktów spychała mnie po pochyłości... Ujrzałem Manię, zacząłem bywać w domu jej mamy. Zrobiłem wyznanie miłości i dotoczyłem się, spadając coraz niżej po pochyłej desce konkurów, aż do stóp ołtarza.
Ślub nasz odbył się 22 maja roku 18.. w kościele, wobec świadków — o czem spisano odpowiedni akt w parafii. (Księga małżeństw, folio 76, numer 114.)
Wypis na wszelki wypadek mam.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na dwa tygodnie przed ślubem odbyliśmy z teściową naradę, co mamy robić po ślubie?
Pytanie wydało mi się co najmniej zbyteczne, albowiem nie sądzę, aby, co do mnie przynajmniej, zachodziła potrzeba udzielania jakichś informacyj, ale ustąpiłem przez grzeczność i zasiadłem przy stole z miną radcy, który przychodzi na sesyę, ma-