— Są, szanowny panie, tacy, dla których wint jest jednem i jedynem zatrudnieniem
— Nie może być! Nie rozumiem! Jakto? nic więcej nie robią, tylko po całych dniach w karty grają?
— Po całych dniach nie, ale po całych nocach.
— Bałbym się takiego, rzekł pan Edward
— Niech pan dobrodziej nie sądzi, że mówię o szulerach, grywających podstępnie, nie grywanoby przecież z takimi. Ci, o których mówię, są bardzo przyzwoici ludzie.
— Jakto, panie dobrodzieju, przyzwoici, jeżeli po całych nocach w karty grają, — wtrącił gruby jegomość, — za moich młodych lat za taką przyzwoitość na kobiercu płacono.
— Dziś to już wyszło z mody i ze zwyczaju.
— Szkoda, przydałoby się nieraz.
— Tym panom, o których wspominałem, rzekł pan Aleksander, nie. Spokojni to ludzie, nie mając nic innego do roboty, uprawiają grę w karty i przyznać trzeba, że traktują tę specyalność nader poważnie i systematycznie Do klubu chodzą, jak do biura i przepędzają tam czas od dziewiątej do trzeciej.
— Ależ taki człowiek, panie dobrodzieju, nie widuje słońca.
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/76
Wygląd
Ta strona została skorygowana.