był przy wincie w sąsiednim pokoju, skąd dolatywały coraz głośne wybuchy śmiechu. Partya była co się zwie wesoła, a prowincyonaliści tryumfowali nad warszawiakiem, grywającym przecież stale w resursie. Z początku resursowicz przejmował ich pewną obawą, sądzili bowiem, że gracz z wielkiego miasta, członek takiej najwyższej instytucyi karcianej, jak resursa, zawstydzi ich i pokona, tymczasem stało się wprost przeciwnie, warszawiakowi karta nie szła, zrobił kilka omyłek i został pobity sromotnie. Czterej Dawidowie zwyciężyli Goljata i ztąd była przy zielonym stoliku ogólna wesołość, bo nawet i sam Goljat przyjmował w niej udział, będąc pewnym, że w następnej utarczce on znowu tryumfować będzie.
— Jednak — mówił gospodarz domu, — w naszym kącie deskami zabitym tak źle nie jest... grać umiemy.
— Wybornie — rzekł pan Aleksander, — przyznaję, że nie spodziewałem się znaleźć tak znakomitych partnerów.
— Moglibyśmy grywać w waszej resursie, co? zapytał otyły jegomość, najbliższy sąsiad Osin, ojciec dwóch przystojnych panienek.
— Z największym powodzeniem, odrzekł pan Aleksander.
— No, a przecież tam są gracze!
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/75
Wygląd
Ta strona została skorygowana.