gadka do rozwiązania nie łatwa. Mordko postanowił czekać, w mniemaniu, że wielki sprzymierzeniec ludzi cierpliwych i rozważnych, czas przyniesie radę dobrą i praktyczną.
Pan Bolesław ze swoim gościem podążył do Osin; bryczka toczyła się cicho po drodze piasczystej, nie sprawiając turkotu, nie przeszkadzając rozmowie, która bywa nieraz doskonałym sposobem skracania odległości. Warszawiak z ciekawością rozglądał się po okolicy i uznawał, że jest piękna, chociaż naprawdę osobliwego w niej nic nie było: wieśniak znów słuchał ciekawie opowiadania o życiu warszawskiem, przedmiotu do rozmowy nie brakło.
Po dwóch godzinach jazdy, pan Bolesław rzekł do swego towarzysza:
— Zbliżamy się do celu, jesteśmy już na terytorjum Osin.
— Nie widzę zabudowań, odrzekł Aleksander.
— Wzgórze je zasłania, za parę minut ukażą się one naszym oczom. Nie spodziewaj się, że zobaczysz coś nadzwyczajnego: pałac lub stare zamczysko; w naszej okolicy nie ma takich zabytków starożytności. Zwykły dom, dość obszerny, ale nie wysoki, drewniany, pokryty gontami. — Przed nim
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/70
Wygląd
Ta strona została skorygowana.