Niby spałem, niby czuwałem, ale nie było to ani czuwanie, ani sen.
— Najgorszy stan twój był w końcu marca.
— Nie wiem, ani zegar, ani kalendarz nie zaprzątał moich myśli, to tylko pamiętam, że jacyś ludzie mieli ze mną dużo kłopotu. Przenosili mnie jakby na marach, układali na stole.
— Do operacyi.
— Wówczas nie wiedziałem, co ze mną robią i w jakim celu zadają sobie tyle trudów. Później znajdowałem się znowuż na łóżku; biały kornet pochylał się nademną, przyszedł ksiądz w komży, zapalono dużą świecę. Była to chwila bardzo uroczysta, a niedługo później umarłem.
— Człowieku! co ty mówisz?
— Pozwól mi dokończyć. Egzystencya moja została przerwana, przecięta, otoczyła mnie ciemność i chłód. W głowie trochę dziwnych majaczeń, przed oczami jakieś mgliste obrazy, a potem już nic.
— Pamiętam, byłeś wówczas między życiem, a śmiercią. Nie robiono najmniejszej nadziei, ja cię opłakiwałem.
— Dziękuję w imieniu tamtego.
— Jednak w kwietniu zaczęłeś powracać do zdrowia.
— Źle się wyrażasz, ja w kwietniu zaczą-
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/54
Wygląd
Ta strona została skorygowana.