Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Silniejszy błysk, potem chwila gaśnięcia, jeszcze raz blask, skwierczenie żałosne, niby żal po kończącym się bycie, jeszcze chwila blasku, i jeszcze jedna, i jeszcze jedna, bardzo jasna, i — ciemność, przepełniona przykrym swądem.
Świeczka zgasła, cienie zniknęły — koniec, a swąd pozostał, niby wspomnienie, rodzaj przyjaznem piórem skreślonej nekrologii. Trwa to króciutko, jak dym, potem rozwiewa się, rozchodzi po powietrzu, ginie i ustępuje miejsca innym dymom, zapachom i swądom.
W stancyi Abusia zrobiło się ciemno, ale w głowie jego było jasno, jakby w pogodny, słoneczny dzień o południu.
On widział przed sobą życie, widział sumienie swoje własne i sumienie innych ludzi i te różne kontrakty społeczne, którymi ludzie krępują się z dobrej woli, którym muszą poddawać się, chcąc czy nie chcąc, pod grozą kar i rozmaitych przykrości.
Nie jeden z punktów tego kontraktu wydawał się Abusiowi wprost śmiesznym, choćby, naprzykład, interes z owymi lichtarzami.
Jakiż to nonsens! Trafia się okazya korzystnego kupna, sposobność zarobienia kilku rubli, okazya niespodziana. Abuś jej nie