Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swoją źrebicę dla wielmożnego pana osiodłam.
— Niech będzie i tak. Codziennie objeżdżać będę pola, dopilnuję roboty, nie dam nikomu pić, ani spać. Rozumiesz, panie Kulbacki.
— Rozumiem, rozumiem.
— Za godzinę czekam, proszę przynieść rachunki. Tu wszystko musi być inaczej.
Ekonom wyszedł, i na dziedzińcu spotkał Mordkę.
— Ny, panie Kulbacki, — zapytał żyd — cóż nasz kochany dziedzic?
— Albo ja wiem. Odmienili go, czy urzekli, czy może szaleju się najadł.
Pan Bolesław pośpiesznie wypił kawę i przeszedł do drugiego pokoju, który mu służył za sypialnię i za gabinet zarazem. Przy oknie stało duże, staroświeckie biurko, na niem kałamarz bronzowy, przybory do pisania, nóż do rozcinania książek, lichtarze.
Wyjął kluczyk z kieszeni, otworzył szufladę biurka, wydobył ztamtąd pudełko papieru i koperty, usiadł i z wielkim zamachem pogrążył pióro w kałamarz; ale wnet zerwał się z krzesła rozgniewany, kałamarz bowiem był pusty.
— A niechże was! — zaklął, — ładnie gospodarują; kropli atramentu w domu niema.