Zadzwonił tak gwałtownie, że przybiegła nie tylko Agata, ale jeszcze dwie dziewczyny z kuchni i zamorusany chłopak.
— Czegoż chcecie? Co za zbiegowisko, zawołał pan Bolesław, wynoście się, dzwoniłem na Agatę.
— Myślałam.
— Nie myśl nic, tylko odpowiadaj na pytanie, gdzie się podział atrament.
— Proszę pana, odrzekła Agata, ja nie pisarz, na atramencie się nie znam; nie był on tu nikomu potrzebny.
— Ale mnie jest potrzebny, do licha! szukać zaraz, może jest we flaszce.
— Nie wiem, ale zkądby zaś, są flaszki, ale z czem innem.
— To pójdź do Kulbackiego i przynieś, ale zaraz.
Agata pobiegła, pan Bolesław zaczął chodzić po pokoju i mówił sam do siebie.
— Jak ja mogłem tak żyć, jak mogłem? Nieład, nieporządek, rozprzężenie, wszystko licho wie po jakiemu, atramentu nawet niema w domu... Okropność...
Agata przyniosła wielki kałamarz drewniany i postawiła go na stole.
— Toć jest, rzekła z tryumfem, jest cała maźnica, a Kulbacki powiedział, że panowy atrament wziął i wysechł.
— No, no — idź już.
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/20
Wygląd
Ta strona została skorygowana.