Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przedpokój, nawet kuchnię, wreszcie weszły do gabinetu pana Mieczysława i zasiadły przy dużem biurku dębowem.
— Tak, moja droga, mówiła pani Adela, gabinet męża to także plaga żony.
— Plaga?
— W istocie, to port do którego ci panowie uciekają, gdy im się nie chce nas bawić albo z nami rozmawiać. Tu spędzają chwile samotnie lub też przyjmują interesantów, o których żony wiedzieć nie powinny! Mój nieboszczyk nieraz do późnej nocy przesiadywał w swym gabinecie z Hipokratesem, to znaczy z wielkiemi nudnemi księgami. Twój jak uważam, ma także pełne szafy swoich Hipokratesów, czy też innych nudziarzy. Wszyscy mężowie są jednakowi, wszyscy bez wyjątku... Ach! Krzyknęła nagle.
— Co ci Adelciu, zapytała pani Walerya, zaniepokojona nagłym wykrzyknikiem swej przyjaciółki.
— Nic, nic. Zdaje mi się, żem coś dostrzegła, chociaż może będzie lepiej, jeżeli ci nie powiem.
— Dla czego?
— Nie, nie. Nie chce pozbawiać cię słodkich złudzeń. Drogie niedoświadczone dziecię! Boś ty jeszcze prawie dziecko, Walerciu. Po co mam cię wyrywać ze słodkiej krainy ufności?