na koźle i powstrzymywał konie, pragnąc rozgrzać je biegiem.
— Janie! zawracaj i do domu co koń wyskoczy, rzekł pan otulając się w futro.
— Nie jedziemy do kolei?
— Jedziemy do domu, powtórzył z naciskiem, ruszaj z kopyta.
Gdyby woźnica nie miał rąk zajętych, byłby się przeżegnał ze zdumieniem.
— Opętanie, czy co? szepnął, każe gnać co tchu w koniach do stacyi, teraz znowu odmiana. Jaśnie pan zapewne czegoś zapomniał w domu, dodał głośno.
— Masz słuszność, zostawiłem ważny papier na biurku...
Ogarnął go niepokój, a jeżeli żona znalazła list i przeczytała go, jeżeli...
— Fatalne głupstwo zrobiłem, pomyślał, czemu, dla jakiej przyczyny — śpiesz, Janie, spiesz.
Jeszcze noc była, gdy śpienione konie stanęły przed gankiem obszernego dworu. Służący wybiegł drzwi otworzyć i światło zapalić, we wszystkich pokojach było ciemno.
Młody człowiek zrzucił futro i wziąwszy z rąk służącego świecę pobiegł do swego gabinetu. List znajdował się na biurku, w tem samem miejscu, gdzie był położony.
Nazajutrz młodzi małżonkowie byli w naj-
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/140
Wygląd
Ta strona została skorygowana.