— Paniczu, czasem dobrze posłuchać starego, ja przetłumaczę, jak jest. Mąż i żona to jak dwa konie przy dyszlu, szarpią z początku jako młode i głupie, a do roboty jeszcze nie ułożone.. Ona w swoją stronę, on w swoją. Jedno wierzga, drugie się kręci — ale jest nad nim i nad nią stangret dobry.
— Jakiż to stangret?
— Bieda, paniczku. Ćwiczy ona batogiem okrutnie, zagania precz, ani figlować, ani oglądać się nie da. To też choć młode szarpią z początku i rwą, po jakimś czasie idą coraz równiej, a nareszcie całkiem równo i zgodnie.
— Sprawiedliwie Grzegorz powiadają, odezwał się chłop jakiś i właśnie tak jest na świecie, ja ze swoją babą też za młodu sprzeczki miewałem, a teraz zgoda święta między nami i dziatki odchowane i grosza trochę jest i gospodarstwo nie ostatnie.
— Ma się rozumieć, rzekła Grzegorzowa, jak robota jest od świtu do nocy, to kiedyż się kłócić?
Stangret do karczmy wszedł i rzekł.
— Jaśnie panie, konie wytchnęły, można jechać.
Młody człowiek pożegnał godowników i wyszedł.
Mróz wzmagał się, stangret siedział już
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/139
Wygląd
Ta strona została skorygowana.