Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jaśnie panie, mróz coraz większy — może jaśnie pan się rozgrzeje.
— Kiedy tam strasznie hałasują. Co to być może? wesele?
— Pewnie że wesele.
— Żenią się, szepnął z goryczą młody człowiek, żenią się. W każdej sferze są głupcy. Pójdę, dodał głośno, zobaczę jak wygląda taki szaleniec, który dobrowolnie życie sobie chce zatruć i złamać na zawsze.
Przybycie nieznanego gościa przerwało zabawę, muzykanci przestali grać, pary tańczące rozstąpiły się, szynkarz z ukłonem wybiegł na środek izby.
— Co jaśnie pan rozkaże? pytał.
— Dajcie mi spocząć i ogrzać się, odrzekł, a wy dobrzy ludzie bawcie się dalej, ja wam przeszkadzać nie będę, byle konie wytchnęły ruszam dalej. Co tu u was.. wesele?
— Wesele, paniczu, odrzekł chłop z długiemi, białemi, jak mleko włosami, a skoro panicz między nas wszedł, to kłaniam się pokornie i proszę nie wzgardzić dobrą kompanią i poczęstunkiem.
— Bóg zapłać — a gdzież pan młody?
— A to właśnie ja jestem pan młody.
— Wy? Nie zapóźno to trochę na wesele?
— Nie; akuratnie jak proboszcz obrachował podług książki, dziś sam czas. Jagna,