Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mordka myślał w ten sposób: pocztyljon nie jest taki głupi, żeby dla byle kogo psuł sobie gębę i jeżeli tak ślicznie trąbi to zapewne jest przekonany, że ma do czynienia z porządnym pasażerem, który potrafi poznać się na rzeczy; pasażer zaś wzbudzający w pocztyljonie takie przekonanie z pewnością nie jest zwyczajnym pasażerem, ale osobą; zresztą już to samo, że jeździ końmi pocztowymi, świadczy o jego zamożności, albo też nagłości interesu, będącego powodem lub celem podróży.
Różne myśli przychodziły Mordce do głowy, różnych osób się spodziewał, ale nie dziedzica. — Ten napisałby przecież do Kulbackiego, z poleceniem, żeby konie na stacyę przysłał.
Chude, ale chodliwe szkapy pocztowe pędziły po drodze galopem, a pocztyljon przynaglał je jeszcze do pośpiechu; podnosząc tumany kurzawy, ekwipaż wtoczył się w dziedziniec i zatrzymał przed dworkiem.
Mordka pośpieszył ku dworowi i ujrzał człowieka, z wąsami podkręconymi zuchowato do góry, w eleganckim płaszczu podróżnym.
— Co wielmożny pan sobie życzy, zapytał, kłaniając się nizko. Naszego pana dziedzica niema w domu, on wyjechał, nie wiadomo kiedy powróci.