Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —

najprawdziwsza prawda, żebym ja tak szczęśliwe życie miał jak to prawda jest!
— Więc ty powiadasz Szulimku żeś to widział na swoje oczy? tak powiadasz?
— Nu — a na czyje oczy ja miałem widzieć? czy człowiek może patrzyć z cudzemi oczami?
— To racya, doprawdy to racya! ale ja tego wszystkiego nie rozumiem... jak honor kocham nie rozumiem! słucham jak o żelaznym wilku, co mówię o żelaznym! jak o mosiężnym wilku!
— Czy pan aptekarz już widział nowego doktora?
— Niech go licho porwie!
— Nu — a przecież pan kazał jemu dogadzać?
— Już mi doktorowa dogodziła, co mówię dogodziła! dopiekła do żywego!
— Ale co temu młody doktór jest winien?
— No tak; on nie winien. Istotnie cóż on temu winien? ale tu porobiły się jakieś historye, których ja nic a nic nie rozumiem... Muszę spieszyć do domu... mam bardzo pilne interesa, co mówię pilne! gwałtowne! niecierpiące zwłoki!! To proszę cię Szulimku, wpadnij do mnie koło południa, bo teraz niemam ani pół drachmy czasu, co mówię pół drachmy! ani grana czasu niemam teraz...
Szulim z pewnem zdumieniem patrzył na aptekarza, który spiesznie pobiegł ku domowi.
Nie spodziewał się jednak pan Szwarc że na drodze do swego mieszkania jeszcze go wiele przeszkód czekało.
Naprzód, przy pierwszym zakręcie, spotkała go elegijnie nastrojona pani prezydentowa.
— Drogi panie Szwarc, — rzekła przeciągle, — jak miłe spotkanie! — jestem zachwycona, dokąd-że pan tak spieszy?
— Do domu, szanowna pani prezydentowo dobrodziej-