Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 —

mniemany posag zwabił, nie mieli znów mojej sympatyi. Rozumiejąc dobrze jakie jest moje położenie, prosiłam rodziców żeby mi pozwolili nauczyć się czego pożytecznego i pracować o własnych siłach. Niestety, prosiłam napróżno — ale jeszcze nie daję za wygranę, będę dotąd starała się aż uzyskam to czego pragnę.
— Zobacz-że przynajmniej tego nowego doktora... może ci się podoba — co mówię podoba! może się w nim zakochasz?
— Nie myślę już o tem, niech mi ojciec wierzy.
— Moja śliczna Kornelciu, dziewczyna mająca taką powierzchowność...
— Eh! dajmy temu pokój — mam już dwadzieścia ośm lat i jedno tylko marzenie, ażeby nie być ciężarem rodzicom i potrafić własnemi siłami zdobywać środki utrzymania dla siebie. Dobranoc kochany ojcze, jestem przekonana że jak ojciec rozważy dobrze to com powiedziała, to sam namawiać mnie będzie do wykonania mego zamiaru.
Powiedziawszy to panna Kornelia wyszła.
Szwarc wyciągnął się na kanapie, zapalił świeżą fajkę i monologował półgłosem:
— No, no; anim się tego spodziewał... Kornelcia nie jest głupia dziewczyna, co mówię nie głupia! mądra jest, za mądra, jak honor kocham! W całem mieście uchodzę za człowieka bogatego, co mówię w mieście! w Warszawie przecież każdy materyalista da mi kredyt jaki tylko zechcę. Moja rodzona żona jest przekonana że siedzę na pieniądzach, a ta dziewczyna odrazu powiada że ojciec nie ma nic! Tak sobie, bez ogródek, prosto z mostu, powiada że nie mam nic! I co gorsza.. nie myli się... mówi prawdę, bo ja istotnie nic nie mam. Niby ta apteka, co mówię apteka! apteczka; lecz gdybym ją sprzedał i obdzielił tem głodnych zięciów, to cóżbym jadł? Jak honor kocham, ta Kornelcia jest