Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —

przyjdzie czas że będę dodawał jeszcze prócz tego różne ulepki, pastylki od robaków i tym podobne rzeczy...
— Niewiele to jest, proszę ojca... a może i wiele — dodała po chwili nieśmiało.
— Niewiele i wiele! proszę cię cóż to za gatunek szarady? Może raczysz mi wytłómaczyć, moja śliczna Kornelciu.
— Obawiam się...
— Nic się nie obawiaj; mów, proszę cię bardzo, co mówię proszę! ja chcę żebyś mówiła!
— A więc powiem... Niewiele, bo najpiękniejsze trociczki i kadzidła można nabyć za kilka złotych, czy za parę rubli; wiele zaś, gdyż jestem przekonana że, oprócz apteki, ojciec nie posiada nic więcej — rozgłasza zaś o swej zamożści dla tego żeby nam łatwiej los zapewnić. Być może że mylę się... ale tak mi się zdaje.
Szwarc zerwał się z kanapy i wielkiemi krokami zaczął chodzić po pokoju.
— Proszę cię Kornelciu, — rzekł, — daj mi fajkę i idź już spać.
Panna Kornelia wstała, przyniosła żądaną fajkę i całując ojca w rękę, rzekła:
— Przepraszam żem obraziła, ale musiałam to powiedzieć ażeby raz nareszcie wytłómaczyć, że to co ojciec nazywa uporem ma swoją usprawiedliwioną przyczynę. Gdyby nie to że ogłoszono mnie za pannę posażną, i to grubo posażną — może byłabym już oddawna wyszła zamąż, może byłabym nawet szczęśliwą....
— Ciekawym kto ci przeszkadzał? co mówię przeszkadzał! kto ci bronił?
— Właśnie ta opinia panny bogatej, ta sztuczna opinia... Młodzi ludzie biedni, lecz mający przyszłość przed sobą, nie mieli do naszego domu wstępu — ci zaś, których