Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —

nia, szczupła, brunetka, o rysach twarzy ostrych i wyrazistych. Czytała jakąś książkę.
— Kornelciu, duszko, — rzekł Szwarc, — zdaje mi się że coś czytasz?
— Tak, proszę ojca, czytam powieść.
— To bardzo pięknie z twojej strony... bo kto dużo czyta wyrabia sobie styl; — piękna i młoda kobieta powinna mieć koniecznie styl... bez tego ani rusz. Mama twoja zapewne już śpi?
— Od godziny, proszę ojca.
— Domyślałem się... ona ma taki zwyczaj, co mówię zwyczaj! naturę ma taką żeby dużo spać! Mógłbym na ten temat powiedzieć ci wiele rzeczy pożytecznych i pouczających — ale odłożę sobie tę przyjemność na później.
— Tem lepiej, proszę ojca, bo i ja mam chęć pójść już spać.
— Nieodrodna córka swojej matki! Boże! czemuż nie dałeś mi syna!?, on by czuwał ze mną po całych nocach i pracował dla dobra rodziny — ale nie mówmy o tem, gdyż mam co innego do powiedzenia. Śliczna moja Kornelciu, przezwycięż senność i posłuchaj — rzecz jest wielkiej wagi, co mówię wielkiej! niesłychanej wagi!
— Słucham ojcze.
— Pozwól że usiądę przy tobie, tu na kanapie. Śliczna moja Kornelciu, czas pomyśleć o twoim losie; o ile sobie przypominam, skończyłaś już ośmnaście lat.
— Tak jest — i o ile ja sobie przypominam, stało się to przed dziesięcioma laty.
— Duszko! nie bluźnij!
— Proszę ojca nikt nas nie słyszy — oprócz kota nie ma nikogo w pokoju — zresztą, przecież między sobą możemy być otwarci.